czkavka

poniedziałek, 19 marca 2012

Rekonwalescencja

Oddycham.
Wciągam kino hiszpańskie. O tak:



Bo zaczął się:



Na razie kiepsko trafiam, ale jestem w takim nastroju, że nic mi nie przeszkadza, byle grało, mówiło i absorbowało. Jak nie absorbuje, to nawet lepiej, bo skupianie się na tym, żeby znaleźć coś, co jednak zaabsorbuje, jest cholernie angażujące. Jednym słowem - jestem widzem idealnym. Każdy szit, który zobaczę, łyknę bez popicia.

5 komentarzy:

  1. A ja jeno Almodovara znam... I kino hiszpańskie dla mnie = Almodovar, nic więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poznaj Iglesię. Iglesia jest genialny, a już zwłaszcza jego "Hiszpański cyrk"!

      Usuń
    2. Poczytaju. Tylko już wiem, że takie rzeczy będę oglądać sama, bo chłopinę mam prostą (strzelaniny, wybuchy i ogólnie rozpierducha), więc nie zdzierży takich filmów. O Almodovarze nawet nie chciał słyszeć ;)))

      Usuń
    3. W "Hiszpańskim cyrku" jest rozpierducha i klaun-morderca!

      Usuń
    4. Namawiała, namawiała i namówiła!

      Usuń