czkavka

niedziela, 31 marca 2013

17/365

Nurzamy się w Świętach. Nie zwracając uwagi na to, że wszystkie bilety powrotne zostały wyprzedane dawno temu.

sobota, 30 marca 2013

16/365

Dorothy Gulliver in The Collegians
Ze strony Tkliwych Nihilistów Opanowujących Pozycję Dystansu (Facebook)





No to Wesołych!
Jakoś mam takie nieprzeparte wrażenie, że za chwilę Sylwester i Nowy Rok.
Wy też?

piątek, 29 marca 2013

15/365



Definitely, definitely, in you I’ve lost my soul.
Following nothing endlessly, again.



Audyt, maj lof. Tugeder forewer.


czwartek, 28 marca 2013

14/365

Do końca tygodnia embargo na kulturę. Albo do końca dwóch tygodni! Albo trzech! Wszystko zależy od tego, kiedy bestie spuszczone przez audytora zakończą polowanie.

Mięcho pozdrawia i idzie spać.

środa, 27 marca 2013

13/365

Bardzo, bardzo krótko, bo 4 godziny snu, to jednak dużo za mało.

Warto. Nawet bardzo.
Cielecka jest genialna. Oraz Chyra. Tak, Chyra - zdecydowanie.
I Peszek - wiadomo.
Cenię sobie kod, którym posługuje się Jarzyna - obyczajowy dramat okazuje się tylko kostiumem, pod którym kryje się naładowany symboliką mrok (dosłownie).
Wrażenie robią również sceny pozornie oderwane od fabuły, odrealnione - milczące pochody służby; równolegle pojawiające się w drzwiach postacie starców-oprawców, w sztywnych białych koszulach i bez spodni, znikające równie nieoczekiwanie, jak się pojawiły; zabawa w ciepło i zimno jako metoda na szukanie listu od samobójczyni.
Nie ma typowej modernistycznej zabawy światłem. Większe znaczenie odgrywa dźwięk, ale on również nie jest dominującym elementem przedstawienia (chociaż pewne partie utworu nie zaistniałyby bez delikatnego stukania sztućcami w kieliszek lub bez przerażającego krzyku). Najważniejszy jest ruch. Ruch wyznacza rytm opowiadanej historii. Bywa natężony lub zamiera. Czasem pozornie bezwiedny - nie można dać się zmylić - tu każdy gest, krok i konwulsja są starannie zaplanowane.

Żałuję, że przed obejrzeniem nie zobaczyłam filmu, który właśnie wszedł do kin: „Polowanie", reż. Thomas Vinterberg. Za to przypomina mi się widziany kilka lat temu "Festen" tego samego reżysera, który zresztą stał się inspiracją do powstania oglądanego spektaklu.

"Uroczystość" reż. Grzegorz Jarzyna - TR Warszawa


wtorek, 26 marca 2013

12/365

Jestem pod wrażeniem. Trudno mi tylko określić jego jakość.
Film genialny w formie i mocno wątpliwy w odbiorze.

"Triumf woli" (1934)




Chyba najgłośniejszy propagandowy film dokumentalny III Rzeszy. Ale czy aby na pewno dokument?

Z prawdziwego życia narodu zbudowano fałszywą rzeczywistość, która podaje się za prawdziwą; ta oszukańcza rzeczywistość nie jest jednak celem sama dla siebie, ale służy jako tworzywo filmu, który ma mieć charakter autentycznego dokumentu. Triumf woli na pewno był filmem o hitlerowskim zjeździe partyjnym*. Ale zjazd został wyreżyserowany dla celów produkcji Triumfu woli po to, by za pośrednictwem filmu cały naród mógł być wprowadzony w stan ekstazy.**

Za reżyserię zjazdu odpowiedzialny był Albert Speer, niemiecki architekt i polityk, natomiast doprowadzaniem narodu do ekstazy zajęła się Leni Riefenstahl.

Tancerka, alpinistka, aktorka, wreszcie reżyserka Niebieskiego światła*** (1931), które zachwyciło Adolfa Hitlera. Od tamtej pory to on zleca jej kolejne projekty filmowe. Leni nie podlega Ministerstwu Informacji i Propagandy kierowanemu przez Goebbelsa i ma do dyspozycji najlepszych operatorów, techników, oświetleniowców i sprzęt III Rzeszy. Podczas realizacji Triumfu woli kieruje 170-osobową ekipą i pracą 36 kamer, z czego 9 filmuje teren z samolotów. Ponadto każe skonstruować specjalną windę dla pionowej panoramy.**** Łącznie nakręcone zostaje blisko 400 km (!) taśmy filmowej, którą trzeba było skrócić do niecałych 2 godzin.
Do końca 1945 roku film jest pokazywany w każdym niemieckim kinie i budzi nieustający zachwyt i aplauz. Po wojnie zostaje wciągnięty na listę filmów pronazistowskich i jego projekcja w Niemczech jest zakazana.

 O środkach zastosowanych w filmie można opowiadać naprawdę długo:
- klamra otwierająca i zamykająca film - sekwencje w chmurach - boskie pochodzenie zstępującego do tłumów furera?
- maszerujące tłumy kontra jednostka - nadczłowiek, zwykle pokazywany od dołu, przez co wydaje się bardziej monumentalny. Z kolei maszerujący często są filmowani z góry, tak aby światło padało na nich od tyłu;
- nocne wizje - gra światła i cieni -morze płonących pochodni i falujących sztandarów - podniosła atmosfera;
- apogeum zbiorowego szaleństwa? Hitler w skupieniu poświęcający nowe sztandary.
Lotte H. Eisner w "Ekranie demonicznym" mówi o tym wprost - psychoza masowa, ujawniająca się za pośrednictwem demonstracji wizualnych i dźwiękowych zyskuje charakter pewnego studium klinicznego*****.

I tak dalej, tyle że zamykają mi się oczy. Całkiem możliwe, że zrobię jutro update tej notki, ale równie możliwe, że jednak nie. Nie ma szans. Nie zdążę.
Bo jutro "Uroczystość" w reż. G. Jarzyny.



*zjazd NSDAP w Norymberdze w roku 1934
** [w:] "Od Caligariego do Hitlera" Siegfried Kracauer, Warszawa 1958, s. 256-257
*** górska baśń o dzikiej, odrzuconej przez mieszkańców wioski dziewczynie imieniem Junta, która zna tajemnicę niebieskiego blasku widywanego nocą nad niedostępnym zboczu górskim. Tajemniczym światłem jest odblask księżyca odbijający się w kryształach tkwiących w skale. Zakochana w przybyszu z miasta, wskazuje mu drogę do skarbu, ale w ślad za nimi podążają chciwi wieśniacy i złoże kryształów zostaje splądrowane. Dziewczyna spada w przepaść
****[za:] Andrzej Kołodyński, "Długie życie Leni Riefenstahl, w: "Kino", 1/2002, s. 14-1.
***** [w:] "Ekran demoniczny" Lotte H. Eisner, Gdańsk 2011, s. 176.

poniedziałek, 25 marca 2013

11/365

Świat przenicowało na drugą stronę szafy. Na jezdniach i poboczach zalęgła się Narnia.

W ostatnią sobotę znajomy nawoływał, aby o 20:30 włączyć wszystkie światła, jakie mamy. W końcu globalne ocieplenie to nie mit.
Poczułam rozdarcie - z jednej strony udręczona planeta, z drugiej minus 10 za oknem. 
Ostatecznie postawiło się Ziemi świeczkę (zakup w Rossmannie - 5 zł), a ociepleniu włączony komputer. 
Miło aktywnie wpływać na losy świata.

sobota, 23 marca 2013

9/365

Cholera, to na ten film nie poszłam wczoraj, bo pchałam taczki? Żal!



Mało mnie ostatnio w kinie. Poza poniedziałkami.
Za poniedziałkami się rozglądam, biorę w ciemno i żarłocznie konsumuję.




piątek, 22 marca 2013

8/365

Jest jak w dowcipie: Panie Majster, taki zapierdol, że nie mamy kiedy taczek załadować.
 
Coś tam jednak ładujemy.
Ładuję i cichcem łypię na pomagierów. No, panie i panowie - nierówno, nierówno.
Się pracuje w zespole, to się nie podrzuca niezrobionej pracy kolegom.




czwartek, 21 marca 2013

7/365

Wiadomość właściwie z wczoraj: podobno Xawery Żuławski chce nakręcić ekranizację "Złego"! (Szczegóły tutaj)

Ha! "Złego" uwielbiam i uważam, że jest nieprzekładalny na nic, ale "Wojna polsko-ruska..." też taka była i co? I jak ładnie mu poszło!

A tu piękna i pomocna rzecz, którą znalazłam w sieci: Warszawa śladami Złego

środa, 20 marca 2013

6/365

Czytam "Dziennik 1954" L. Tyrmanda. Dobrze mi się czyta, bo Tyrmand to złośliwa bestia, a przy tym cholernie spostrzegawcza i inteligentna. Trochę drażni jego egocentryzm, no, ale ustalmy - a niby czego można się spodziewać sięgając po dzienniki? Odrobinę też śmieszy poza 34-letniego "starca" - ciekawe, na kogo pozowałby dziś...

Notka z 19 marca: "W Alejach Ujazdowskich dopadło mnie pytanie: czy warto pisać? Po prostu, czy warto, czy opłaca się, czy nie szkoda czasu i sił żywotnych? Czy w ogóle warto i czy w szczególe warto? I ogólnie biorąc: co pisać - wszystko, cokolwiek czy coś? Czy męczyć się nadal nad tym dziennikiem, a może kontynuować Stukułkę lub zacząć nową powieść? Albo wprost położyć lachę na całe pisanie i odrodzić się na jakiejś poważniejszej niwie? Tyle zadrukowanego papieru wszędzie wokoło wala się w pohańbieniu, zagraca świat, płonie w wojnach i pożarach, jest racją bytu śmietników i klozetów. A w ogóle - co zostaje po człowieku? Nierozeznawalny ciąg krwi, dzieci, pokoleń? Budowle, wspomnienia, prawodawstwo?"*. A potem już normalnie - czyli ploteczki: kto obchodzi imieniny, kogo spotkał na ulicy, kto mu łata portki oraz obrabianie dupy obsadzie i publiczności "Syreny".

Sorry, ale przypomina mi to w klimacie scenę podobną do tych poniżej:



Wszystkich urażonych tym, że bezczeszczę mit Pisarza przez duże Pe, odsyłam do "Dziennika 1954" - tam jest tego znacznie więcej, chociaż rzecz jasna, nie jest to główna składowa tekstu. 

* L.Tyrmand, "Dziennik 1954", s. 312, Warszawa 1989.


wtorek, 19 marca 2013

5/365

Na zakończenie wieczoru w Iluzjonie - "Urzeczona" (1945), czyli Hitchcock, Dali i Freud w jednym.



 



Boję się iść do łóżka.




Kino Iluzjon

poniedziałek, 18 marca 2013

4/365

Kilka miesięcy temu na jednym z portali internetowych mignęło mi zdjęcie:

Untitled


Zanotowałam nazwisko autora. Elliott Erwitt.

Sprawa zaczęła robić się poważna, kiedy to samo nazwisko powtórzyło się przy kolejnym zdjęciu, które wpadło mi w oko, i przy kolejnym... I zanim zdążyłam się zorientować, już mieszkałam na tej stronie.

Tydzień temu wśród setki głupot na Facebooku informacja, że w Leica Gallery do 11 marca można oglądać wystawę jego prac.

Zdążyłam.

Untitled

Są zdjęcia, które dokumentują. Są takie, które tworzą nowe rzeczywistości. A Elliott Erwitt w swoich zdjęciach zestawia sensy, których zetknięć na co dzień się nie dostrzega. Zamknięte w obrazie uderzają wyczuciem absurdu. Jest cholernie uważnym obserwatorem i całkiem możliwe, że dysponuje szóstym zmysłem, skoro jest w stanie przewidzieć takie ujęcia:

 Untitled

Zachwyca nie tylko skojarzeniami, ale i poczuciem humoru, w którym ironia miesza się z wrażliwością i ciepłem.

A obserwującym jego obserwacje udziela się ich klimat. Najpierw pozwalają sobie na delikatne półuśmiechy, które coraz trudniej powstrzymać. Potem niegłośne rozbawienie przeplatane komentarzami. Wreszcie gromkie wybuchy śmiechu przy zdjęciach takich, jak to:  

Untitled

Panie Eliottcie, daj boże oglądać świat, tak jak Pan go widzi.

Untitled

* Wszystkie zdjęcia są fotografiami fotografii Eliotta Erwitta.



niedziela, 17 marca 2013

3/365

A tymczasem niektórzy w Tatrach. O 23:30 przyszedł SMS: "Jestem w schronisku".
No, myślę! Internet uprzejmie informuje o III stopniu zagrożenia, co oznacza, że po górach włóczą się lawiny. A po dolinach - bałwany, które mają to gdzieś.
Ale Góry to Góry. Bez nich trudno.

sobota, 16 marca 2013

2/365

A propos zdjęć - dziś odkryłam, że zniknęły mi 2 katalogi.

Nie były wysmakowane, ani doskonałe technicznie. Nie były nawet dobre.
Ale przyglądały się za mnie mojemu życiu i odnotowywały szczegóły na które nie miałam czasu.
Wrzucałam je do katalogów z obietnicą rozbicia któregoś dnia puli i rozsypania wszystkiego co przeżyłam, rzecz jasna nie przeżywając tego nawet w połowie.
Robię skan za skanem. W komputerze i w głowie.
Komputer mówi: "Wyniki skanowania: Produkt AVG wykrył 2 potencjalnie niebezpieczne wątki. NIEKTÓRE ELEMENTY WYMAGAJĄ UWAGI UŻYTKOWNIKA"
Kolejny mentor. Taki niby uważny, a wirusa przepuścił.


piątek, 15 marca 2013

1/365

Mówię tak: Ale pogoda! Nie chce mi się siedzieć w pracy. Chcę łazić po zaspach i robić zdjęcia!
Słyszę: Robisz zdjęcia?! Czym? Masz swoją stronę? Daj linka!

Nie mam swojej strony.
Ani specjalistycznego sprzętu.
Mam małpkę w telefonie i śnieg.
Wystarczy.






Odśnieżanie dachu



Zaśnieżanie świata