Zanotowałam nazwisko autora. Elliott Erwitt.
Sprawa zaczęła robić się poważna, kiedy to samo nazwisko powtórzyło się przy kolejnym zdjęciu, które wpadło mi w oko, i przy kolejnym... I zanim zdążyłam się zorientować, już mieszkałam na tej stronie.
Tydzień temu wśród setki głupot na Facebooku informacja, że w Leica Gallery do 11 marca można oglądać wystawę jego prac.
Zdążyłam.
Są zdjęcia, które dokumentują. Są takie, które tworzą nowe rzeczywistości. A Elliott Erwitt w swoich zdjęciach zestawia sensy, których zetknięć na co dzień się nie dostrzega. Zamknięte w obrazie uderzają wyczuciem absurdu. Jest cholernie uważnym obserwatorem i całkiem możliwe, że dysponuje szóstym zmysłem, skoro jest w stanie przewidzieć takie ujęcia:
Zachwyca nie tylko skojarzeniami, ale i poczuciem humoru, w którym ironia miesza się z wrażliwością i ciepłem.
A obserwującym jego obserwacje udziela się ich klimat. Najpierw pozwalają sobie na delikatne półuśmiechy, które coraz trudniej powstrzymać. Potem niegłośne rozbawienie przeplatane komentarzami. Wreszcie gromkie wybuchy śmiechu przy zdjęciach takich, jak to:
Panie Eliottcie, daj boże oglądać świat, tak jak Pan go widzi.
O rany. :-) Strona dodana do ulubionych, ciekawe, czy wystawa kiedyś zawita i do mnie... Wielkie formaty są nieporównywalne do tych zdjęć oglądanych w necie. :-)
OdpowiedzUsuńWracam do niej, kiedy mam chandrę :)
UsuńPomaga? Kurczę, chciałabym mieć taki sposób.
UsuńCzasem tak :) Zależy od stopnia i przyczyny chandry :) Na pewno bawi i relaksuje, ale jednocześnie daje kopniaka do tego, żeby lepiej uczestniczyć w codzienności :)
Usuń